Marcin Janowski Marcin Janowski
112
BLOG

Pierwszy dzwonek ... ćwierć wieku temu

Marcin Janowski Marcin Janowski Rozmaitości Obserwuj notkę 4

Gdy zbliżał się rok szkolny, każdy uczeń ze smutkiem odliczał dni pozostałe do końca wakacji i gromadził niezbędne do nauki przybory. Pamiętam doskonale zapach nowych kredek z fabryki w Pruszkowie, z misiem na opakowaniu, często były one jedynymi jakie wówczas można było kupić, lub raczej , ,,wystać” w kolejce. Czasami zaopatrzeniowcy, jak to się wtedy mówiło, ,,rzucili'' do sklepu papierniczego kredki chińskie, które miały 24 barwy a wśród nich szczególnie rzadki kolor różowy.

Wśród wszelkich produktów dostępnych w sprzedaży nie było wielkiego wyboru, wiec wszyscy uczniowie mieli podobne przybory szkolne oraz tornistry, że nie wspomnę o obowiązkowych granatowych fartuszkach z naszytą na rękawie tarczą szkoły. Wśród szkolnego obuwia królowały ,,juniorki”, nieco rzadziej noszone były ,,trampki”, mające zawadiacki i wyuczony urok, przez to popularne wśród harcerzy. Nieodłącznym dodatkiem do uczniowskiego ekwipunku był worek na buty, który służył urwisom również do rzucania na odległość lub jako narzędzie walki w mało osobliwych sportach, za których uprawianie groziła ,,pała” z zachowania lub co najmniej uwaga w dzienniczku.

Podczas długiej przerwy, jadło się przyniesione z domu kanapki z kupioną na kartkowy przydział wędliną lub „bezkartkowym” żółtym serem. Domowe kanapki najczęściej owijano w papier śniadaniowy, który dzięki swej przezroczystości, nadawał się również do kalkowania rysunków z książek.

Do najbardziej pożądanych przez uczniów lektur ze szkolnej biblioteki należały komiksy, których niestety było mało. Zawsze popularne były te z przygodami Tytusa, Romka i Atomka lub agenta „J-23” czyli Hansa Klossa, moda na nie zaczęła się chyba jeszcze w latach sześćdziesiątych i pewnie z powodu malej podaży nowych bohaterów socrealistycznej popkultury trwała aż do końca PRL. Jeśli nie udało się wypożyczyć komiksu, to zawsze było można znaleźć jego fragment na ostatniej stronie pisma harcerskiego o tytule „Świat Młodych”.

Wśród czasopism też nie było ogromnego wyboru. Dla najmłodszych był „Miś”, dla nieco starszych „Świerszczyk” i „Płomyczek” a uczniowie starszych klas podstawówki mogli sobie poczytać „Płomyk”.

Październik był miesiącem oszczędzania. „Dziś oszczędzam w SKO, jutro w PKO'' – głosiło hasło Szkolnej Kasy Oszczędności, w której uczniowie odkładali grosik do grosika. Na koniec roku szkolnego było można uzbieraną sumkę wypłacić i kupić sobie coś fajnego. Niestety u schyłku Polski Ludowej pojawiło się w uczniowskiej świadomości pojecie „inflacji”, przez którą za niedawna równowartość szpanerskich butów czy kurtki można było co najwyżej iść do kina albo na lody.

A kina najczęściej wyświetlały produkcje krajów „bloku socjalistycznego”, bo „zachodnie” filmy pojawiały się nieczęsto oraz z kilkuletnim nawet opóźnieniem. Chociaż polskie „Podróże Pana Kleksa” z Piotrem Fronczewskim w roli tytułowej cieszyły się dużym zainteresowaniem widzów – nie tylko tych najmłodszych.

Młodzi kolekcjonerzy zbierali historyjki obrazkowe z gum do żucia „Donald” albo imitacje zachodnich banknotów wydawane w formie notesików z nadrukiem „falsyfikat”. Takie to były czasy...

 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości